***
Nie pamiętam w jaki sposób znalazłam się w łóżku i jak zasnęłam. Wiem, że mija kolejny dzień. Chłopak, którego wskazałam przy jakimś przyporządkowaniu wszedł do mojego pokoju dał mi ciuchy i poinformował, że dzisiaj zobacze swój nowy dom. Gdy wyszłam do ogródka pociągnął mnie za rękę i poprowadziłw sobie tylko znanym kierunku. Mam nadzieję, że to gdzieś niedaleko.
***
Siedzimy w ogródku. Ja i chłopak. Ten od strzykawki. Czekam aż się odezwie.
- Znajdujemy się w Azji. Nie mogę ci powiedzieć gdzie dokładnie. To informacja tajna. Wszystkie informacje są tu zresztą tajne. Jesteś kobietą, więc masz przed sobą o wiele więcej problemów, niż mężczyźni. Miejsce, które od dziś możesz nazywać domem, czyli to wszystko co tutaj widzisz nazywamy OTW. Obóz treningowy wardów.
Urwał. Chyba czeka na moją reakcję. Nie jestem pewna co powiedzieć, więc po prostu kiwam głową. Nadal nie rozumiem o co chodzi. Żyje sobie spokojnie w swoim świecie, nagle zoste porwana, jestem bita, potem przechodzę jakieś "przyporządkowanie", a teraz okazuje się, że zostałam wywieziona do Azji, do jakiegoś OTW...bosko.
Chłopakowi chyba nie wystarczyło moje kiwnięcie, bo nie odezwał się więcej. Położył się na trawie i zaczął wpatrywać w niebo. Jeszcze przez kilka chwil patrzyłam bezmyślnie w przestrzeń. W końcu stwierdziłam, że otaczająca mnie rzeczywistość jest na tyle dziwna, że raczej w najbliższym czasie jej nie zrozumiem. Postanowiłam skupić się na czymś prostszym. Spojrzałam na chłopaka.
Jest niewątpliwie przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany. Ma gęste, kasztanowe włosy, które opadają na łagodne czoło, przykrywając duże, zielone oczy...
Gdyby nie to, że zostałam porwana wczoraj i wciąż jestem w lekkim szoku, to już dawno bym się zakochała, ale ze zdumieniem przyznaję, że w obecnej sytuacji jest mi on zupełnie obojętny. To dziwne jak bardzo sytuacja potrafi zmienić człowieka.
Chyba zauważył, że mu się przyglądam, bo nagle spojrzał wprost na mnie. Zrobiło mi się głupio i szybko przeniosłam wzrok na swoje ręce. Wydawało mi się, czy on się uśmiechnął? Chciałam zapytać jak ma na imię, ale nagle stwierdziłam, że głupio by to zabrzmiało. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wszystko nagle wydało mi się głupie.
Milczeliśmy.
Po jakimś czasie zaczęło się ściemniać.
- Idziemy...? - zapytałam cicho.
Kiwnął głową i uśmiechnął się.
***
Przede mną rozciągało się coś na kształt wioski. No napewno nie wyglądało to na jakiś obóz treningowy.
Na środku był plac z fontanną dookoła, której biegały jakieś dzieci. Wokół placu stało kilka straganów, a dalej były już tylko domki mieszkalne w większości charakterze wiejskim. Na skraju wioski widać było kilka nowocześniejszych domów. Chyba właśnie w ich kierunku zmierzaliśmy. Nagle mój towarzysz zatrzymał się i wskazał właśnie te najnowsze domy.
- Tam będziemy mieszkać.
- ...my? Będziemy mieszkać razem?
Nie powiedział nic więcej. Postanowiłam, że bardziej szczegółowe informacje wydobęde z niego jak znajdziemy się w bardziej ustronnym miejscu.
Furtka była otwarta, ogrodzenie domu niezbyt wysokie. Chyba nie bał się włamań ani kradzieży. Drzwi wejściowe też nie były zamnięte. Przepuścił mnie w progu. Znalazłam się na tyle blisko niego, że poczułam jak pachnie, a był to zapach świeżości w postaci mydła. Spodobał mi się. Wchodząc do domu zaczynam się rozglądać. Stwierdzam, że jest dosyć duży. Przedpokój jest przestronny. Naprzeciw mnie znajdują się schody prowadzące w górę. Dom ma kilka pięter. Zdjęłam buty.
***
- Dlaczego tu jestem? Kim jesteś? Co z resztą porwanych? Kiedy....
- Po kolei. - przerwał mi kiedy w końcu dałam upust swojej ciekawości i frustracji w jednym. Wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze.
- Jak już mówiłem znajdujemy się w Azji, w obozie OTW. Nic więcej na temat położenia nie mogę zdradzić. OTW jak sama nazwa mówi to obóz treningowy. Trenują tu tylko mężczyźni od 10 roku życia. Jesteśmy trenowani do walki. Nawet gdybym chciał nie mogę ci powiedzieć dla kogo. To jest przymusowe.
Naszej społeczności przewodzi nasz jedyny wódz Elisey. Ma on władzę absolutną. Wszyscy jesteśmy jego własnością i mu podlegamy. Ostatnio nasza społeczność przeżywa pewien... kryzys. Mamy taki niż demograficzny. Z tego powodu Elisey zarządził porwanie. Musieliśmy się do tego zastosować. To nakaz wodza. Nocą odwiedziliśmy niektóre domy. Każdy z nas dostał adres, z którego miał wykraść osobę. Uprowadzenia przebiegły pomyślnie. Zostaliście przewiezieni tutaj. Na miejscu przeszliście procedury wybierania, które pozwoliły wybrać 20 najzdrowszych i najlepiej wyglądających kobiet. Po zakończeniu procedury na kobietach, tej samej procedurze zostali poddani mężczyźni. Ci, którzy się zakwalifikowali przeszli na następny poziom.
- Co się dzieje z tymi, którzy nie przeszli dalej? - zapytałam.
- Zostają... usunięci. Nie chcesz znać reszty, a ja nie chce ci opowiadać o tym.
Przez następną godzinę słuchałam o swoim nowym życiu. Potem poszłam do swojego nowego pokoju żeby przetrawić informacje i płakałam do 4 nad ranem. O 04:00 coś się zmieniło. Nie wiem co, ale zaakceptowałam swoją beznadziejną sytuację. Teraz wiem już o wiele więcej. Wiem, że nie chce tu być. Wiem, że na nic nie mam wpływu. Wiem, że nigdy już nie zobaczę swoich bliskich i nie wrócę do poprzedniego życia. Najbliższą mi tu osobą jest Klarus. Chłopak od strzykawki.
poniedziałek, 16 lutego 2015
piątek, 13 lutego 2015
Rozdział I
***
Zostaliśmy uwięzieni.
Nic nie wiem. Inni też nic nie wiedzą.
Stoje z innymi dziewczynami w szeregu. Naprzeciw nas stoi szereg chłopaków. Nie utrzymujemy kontaktu wzrokowego. Wszyscy patrzymy w podłogę. Jedna dziewczyna podniosła na chwilę głowe w górę i dostała w twarz. Złapał ją za włosy i wywlekł za drzwi. Nie wiem co będzie z nią. Nie wiem co zrobią z nami. Nie wiem co ze mną.
Jest cisza. Nikt nawet nie próbuje nic powiedzieć. Strach.Przechadza i patrzy się na wszystkich. Jest wysoki ma około 40 lat. Brutalny. Ciemne włosy rzadkie, przylizane, tłuste.
- Ty! - krzyczy i wskazuje na jakąś dziewczynę. - Wystąp z szeregu!
Dziewczyna na drżących nogach robi krok do przodu. Podchodzi młody chłopak, który stał obok brutala i wbija jej w ramie strzykawke. Nie zdążyła zareagować. Upadła.
Nie wiem czy żyje czy jest martwa. Nie widze czy się rusza. Modle się żeby nie być następna. Wskazuje kolejną. Procedura się powtarza. 19 dziewczyn leży na podłodze.
- Ty! - słyszę i krew zamarza mi w żyłach. Chodzi mu o mnie.
Wiem co zaraz się stanie. Myślę jak temu zapobiec. Żałosne, nie mam szans. Jeżeli mam umrzeć to nie chce skończyć jak wszystkie.
Stoje w miejscu.
Chłopak ze strzykawką patrzy niepewnie na brutala.
Robię krok do tyłu. Czuję jak wstrzymują dech. Brutal podchodzi i daje mi w twarz.
Ciemność.
***
-Wstawaj, wstawaj...
Słyszę nerwowy szept. Powoli otwieram oczy. Widzę chłopaka. Tego który miał strzykawkę.
- Co się.... - zaczynam, ale on mi natychmiast przerywa.
- Idą tu. Za chwilę zacznie się przyporządkowanie. Wiedz, że jestem po twojej stronie. Jak zapyta kto - wskaż na mnie. Przepraszam za wszystko co teraz zrobię.
Drzwi powoli się otwierają. Nadal leżę na podłodze. Chłopak, który jeszcze przed chwilą przy mnie klęczał już stoi. Wchodzi brutal.
- Obudziła się?
- Przed chwilą otworzyła oczy. Jest słaba za kilka minut substancja przestanie działać.
Powiedział mu, że otworzyłam oczy udawanie nieprzytomnej nie ma już sensu. Zaczynam mrugać. Świało jest bardzo jaskrawe, mrużę oczy. Próbuję się poruszyć. Jestem cała taka drętwa. Mrowienie w lewej nodze, skurcz. Krzywie się lekko.
- Wstawaj. - lodowaty głos brutala działa a mnie niczym kubeł zimnej wody.
Próbuję podeprzeć się rękoma. Nie wychodzi mi. Mocne kopnięcie w brzuch. Zapiera mi dech.
- Pomóż jej.
Chłopak, który przed chwilą był dla mnie miły, szarpie mnie brutalnie za rękę. Stoję. Ledwo, ale jednak. Opieram się plecami o ścianę. Chłopak i brutal stają na przeciw mnie i na mnie patrzą.
- Byłbym parę lat młodszy, wziąłbym ją. Pod moim okiem szybko by się nauczyła dyscypliny. Wołaj wardów.
Bez słowa odwrócił się i otworzył drzwi.
Weszło 20 chłopaków. Tych, którzy byli uwięzieni! Żyją. Jednak ich wygląd diametralnie różni się od mojego. Jestem ubrana w to, w czym zostałam porwana, a oni....
Mają na sobie białe...prześcieradła? Wyglądają jak atorzy przebrni za rzymian albo greków.Nie są pobici, są czyści. Nie boją się.
- Kto się chce zgłosić? - pyta brutal.
Paru z nich podnosi rękę, w tym chłopak od strzykawki. Brutal patrzy na niego ze zdziwieniem, ale nic nie mówi. Po czym z wyraźną niechęcią zwraca się do mnie.
- To ostatni wybór w twoim żałosnym życiu. Spróbuj tego nie spieprzyć. Kto?
Pamiętając słowa chłopaka wskazałam właśnie jego. Nie wiem czemu, ale chyba mu ufam. Usłyszałam kilka prychnięć. Brutal wskazał na drzwi, wszyscy wyszli. Zostałam ja i chłopak, na którego wskazałam. Spojrzał na mnie.
- Chodź. - powiedział i wyszedł, oczekując, że pójdę za nim. Nie miałam wyjścia. Poszłam.
Prowadził mnie długim szarym korytarzem. Wszędzie były drzwi. Zatrzymał się.
Wskazał drzwi. Nie różniły się od innych niczym. Wszystkie drzwi w korytarzu były identyczne. Wziął moją rękę. Drgnęłam. Nie przejął się tym. Położył moją dłoń na klamce.
- Otwórz. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Nacisnęłam klamkę. Drzwi okazały się cięższe niż się wydawało. Pociągnęłam. Blask wydobywający się z wnętrza mnie oślepił. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła ujrzałam co jst w pokoju i uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od porwania.
Zawartość pokoju mi się spodobała.
***
Zostaliśmy uwięzieni.
Nic nie wiem. Inni też nic nie wiedzą.
Stoje z innymi dziewczynami w szeregu. Naprzeciw nas stoi szereg chłopaków. Nie utrzymujemy kontaktu wzrokowego. Wszyscy patrzymy w podłogę. Jedna dziewczyna podniosła na chwilę głowe w górę i dostała w twarz. Złapał ją za włosy i wywlekł za drzwi. Nie wiem co będzie z nią. Nie wiem co zrobią z nami. Nie wiem co ze mną.
Jest cisza. Nikt nawet nie próbuje nic powiedzieć. Strach.Przechadza i patrzy się na wszystkich. Jest wysoki ma około 40 lat. Brutalny. Ciemne włosy rzadkie, przylizane, tłuste.
- Ty! - krzyczy i wskazuje na jakąś dziewczynę. - Wystąp z szeregu!
Dziewczyna na drżących nogach robi krok do przodu. Podchodzi młody chłopak, który stał obok brutala i wbija jej w ramie strzykawke. Nie zdążyła zareagować. Upadła.
Nie wiem czy żyje czy jest martwa. Nie widze czy się rusza. Modle się żeby nie być następna. Wskazuje kolejną. Procedura się powtarza. 19 dziewczyn leży na podłodze.
- Ty! - słyszę i krew zamarza mi w żyłach. Chodzi mu o mnie.
Wiem co zaraz się stanie. Myślę jak temu zapobiec. Żałosne, nie mam szans. Jeżeli mam umrzeć to nie chce skończyć jak wszystkie.
Stoje w miejscu.
Chłopak ze strzykawką patrzy niepewnie na brutala.
Robię krok do tyłu. Czuję jak wstrzymują dech. Brutal podchodzi i daje mi w twarz.
Ciemność.
***
-Wstawaj, wstawaj...
Słyszę nerwowy szept. Powoli otwieram oczy. Widzę chłopaka. Tego który miał strzykawkę.
- Co się.... - zaczynam, ale on mi natychmiast przerywa.
- Idą tu. Za chwilę zacznie się przyporządkowanie. Wiedz, że jestem po twojej stronie. Jak zapyta kto - wskaż na mnie. Przepraszam za wszystko co teraz zrobię.
Drzwi powoli się otwierają. Nadal leżę na podłodze. Chłopak, który jeszcze przed chwilą przy mnie klęczał już stoi. Wchodzi brutal.
- Obudziła się?
- Przed chwilą otworzyła oczy. Jest słaba za kilka minut substancja przestanie działać.
Powiedział mu, że otworzyłam oczy udawanie nieprzytomnej nie ma już sensu. Zaczynam mrugać. Świało jest bardzo jaskrawe, mrużę oczy. Próbuję się poruszyć. Jestem cała taka drętwa. Mrowienie w lewej nodze, skurcz. Krzywie się lekko.
- Wstawaj. - lodowaty głos brutala działa a mnie niczym kubeł zimnej wody.
Próbuję podeprzeć się rękoma. Nie wychodzi mi. Mocne kopnięcie w brzuch. Zapiera mi dech.
- Pomóż jej.
Chłopak, który przed chwilą był dla mnie miły, szarpie mnie brutalnie za rękę. Stoję. Ledwo, ale jednak. Opieram się plecami o ścianę. Chłopak i brutal stają na przeciw mnie i na mnie patrzą.
- Byłbym parę lat młodszy, wziąłbym ją. Pod moim okiem szybko by się nauczyła dyscypliny. Wołaj wardów.
Bez słowa odwrócił się i otworzył drzwi.
Weszło 20 chłopaków. Tych, którzy byli uwięzieni! Żyją. Jednak ich wygląd diametralnie różni się od mojego. Jestem ubrana w to, w czym zostałam porwana, a oni....
Mają na sobie białe...prześcieradła? Wyglądają jak atorzy przebrni za rzymian albo greków.Nie są pobici, są czyści. Nie boją się.
- Kto się chce zgłosić? - pyta brutal.
Paru z nich podnosi rękę, w tym chłopak od strzykawki. Brutal patrzy na niego ze zdziwieniem, ale nic nie mówi. Po czym z wyraźną niechęcią zwraca się do mnie.
- To ostatni wybór w twoim żałosnym życiu. Spróbuj tego nie spieprzyć. Kto?
Pamiętając słowa chłopaka wskazałam właśnie jego. Nie wiem czemu, ale chyba mu ufam. Usłyszałam kilka prychnięć. Brutal wskazał na drzwi, wszyscy wyszli. Zostałam ja i chłopak, na którego wskazałam. Spojrzał na mnie.
- Chodź. - powiedział i wyszedł, oczekując, że pójdę za nim. Nie miałam wyjścia. Poszłam.
Prowadził mnie długim szarym korytarzem. Wszędzie były drzwi. Zatrzymał się.
Wskazał drzwi. Nie różniły się od innych niczym. Wszystkie drzwi w korytarzu były identyczne. Wziął moją rękę. Drgnęłam. Nie przejął się tym. Położył moją dłoń na klamce.
- Otwórz. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Nacisnęłam klamkę. Drzwi okazały się cięższe niż się wydawało. Pociągnęłam. Blask wydobywający się z wnętrza mnie oślepił. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła ujrzałam co jst w pokoju i uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od porwania.
Zawartość pokoju mi się spodobała.
***
Subskrybuj:
Posty (Atom)